Kamil Muzyka – doktorant w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, Współredaktor strony “Prawo i Kosmos – Prawo Kosmiczne”, magister nauk prawnych, badacz stanu techniki. Członek Polskiego Towarzystwa Astrobiologicznego oraz Polskiej Fundacji Fantastyki Naukowej, badający prawne, polityczne i technologiczne aspekty wydobycia, przetwórstwa i wykorzystania surowców kosmicznych oraz warunków takich jak mikrograwitacja.
IPP: Jaka jest przyczyna i jaki jest sens eksploracji przestrzeni kosmicznej? Wiele osób zwraca uwagę na nierozwiązane i zaniedbane problemy ziemskie, podczas gdy wiele miliardów dolarów inwestuje się właśnie w podbój kosmosu.
KM: To dość regularny zarzut wobec astronautyki, że istnieją ważniejsze wydatki, a to tzw. temat zastępczy. Najbardziej raduje mnie ten zarzut od aktywistów ochrony środowiska i przeciwdziałania negatywnym skutkom zmian klimatu. Tych samych, co jak znajdą denialistę klimatycznego, to będą go zarzucać pracami i obrazami stworzonymi na podstawie badań satelitarnych. Z orbity.
To niezmienna mantra jeszcze z czasów projektu Landsat z początków lat 70-ych, który już w tamtych czasach pokazał potęgę obrazowania satelitarnego w poszukiwaniu złóż mineralnych oraz monitorowaniu zmian pogodowych i jako niezbędna pomoc w sprawnym rolnictwie, gospodarce leśnej i morskiej. Oczywiście jak idą projekty zmian, które mogą rozwiązać jakieś problemy energetyczno-środowiskowego, na przykład budowa elektrowni atomowych, to pewne odłamy aktywistów protestują, gdyż nie życzą sobie takich instalacji w okolicy, lub na świecie. Nikomu narzekać nie zabraniam, jednak niech nie udają, że nie chodzi o sam fakt, że ktoś inny niż oni dostaje pieniądze.
Z eksploracją kosmiczną powinniśmy wydzielić trzy dziedziny: Eksploracja, wykorzystanie i zasiedlenie. Eksploracja jest częścią badawczą, skupiona na instrumentach naukowych i badaniu zjawisk, potwierdzaniu hipotez oraz poszukiwaniu, na przykład śladów życia. Wykorzystanie to po pierwsze w chwili obecnej satelity obserwacyjne, telekomunikacyjne, nawigacyjne i testowanie przemysłowej przydatności mikrograwitacji. Następne będą fabryki, stocznie orbitalne lub planetarne (pozaziemskie), górnictwo kosmiczne lub inne formy wykorzystywania środowisk i naturalnych zasobów pozaziemskich ciał lub obszarów. Zamieszkaniem jest tworzenie odpowiednich habitatów na potrzeby ludzi – astronautów, turystów, pracowników kontraktowych, stałych osadników). I mówiąc o wydawaniu pieniędzy na zbędne wycieczki kosmiczne często miesza się wszystkie te elementy ze sobą, tak jakby w drugą stronę ekologia czy poprawa sytuacji na Ziemi oznaczała masowe mordy redukcyjne lub powrót do szałasów w roli koczowniczych myśliwych-zbieraczy, zamiast poszukiwania smart rozwiązań i integracji zieleni w architekturę, infrastrukturę oraz praktyki recyclingu i upcyklingu. W sumie tego samego, o czym się mówi w kwestii innowacji w przestrzeni kosmicznej.
IPP: Realia zimnowojenne wymusiły pojawianie się odpowiedniego działu polityki, zajmującego się przestrzenią kosmiczną i wszystkim co się z nią wiąże – astropolityki. Mógłby Pan przybliżyć to zagadnienie?
KM: Można wręcz powiedzieć, że Traktat o przestrzeni kosmicznej miał za zadanie ubrać w pewne ramy kosmiczne zapędy globalnych mocarstw czasów Zimnej Wojny. Astropolityka jest wywodzi się z obszaru geopolityki, gdzie działania państw w przestrzeni kosmicznej są przedłużeniem ich zmagań na terenie Ziemi. Oczywiście astropolityka jako obszar badań i rozważań oparty o problematykę krajowej polityki kosmicznej i dążeń państw ze zdolnościami kosmicznymi i przekładania się na stosunki miedzy państwami, w tym gospodarcze. W przestrzeni publicznej dość często myli się astro politykę akademicką z krajową polityką kosmiczną, programami kosmicznymi i deklaracjami dalekosiężnych projektów. Prawdziwą astro politykę prezentują relacje obronności i gospodarki opartej o systemy kosmiczne, która przekłada się potem bezpośrednio na pozycje państwa na arenie międzynarodowej i daje mu pozycje decydującą przy tworzeniu prawa kosmicznego powszechnie obowiązującego. Przykładowo, gdyby Belgia, Austria, Wenezuela czy Peru były potęgami kosmicznymi, z własnymi stacjami załogowymi, wyrzutniami i mnogością komercyjnych lub badawczych obiektów kosmicznych, Porozumienie Księżycowe z 1979 byłoby dziś częścią kanonu międzynarodowego prawa kosmicznego. Dlatego jednak, że prym w astronautyce i polityce kosmicznej wiodą Stany Zjednoczone, Chiny, Rosja, to akt ten przez nich nie podpisany, ani ratyfikowany nie został przyjęty do kanonu.
IPP: Outer Space Treaty – Traktat o przestrzeni kosmicznej z 1967 roku jest uważany za najważniejszy akt prawny dotyczący przestrzeni kosmicznej. Czy od tamtej pory coś w międzynarodowym prawie kosmicznym się zmieniło? Czy powinno?
KM: Jest to pierwszy akt prawa międzynarodowego kosmicznego, zwany też czasami Konstytucją Kosmiczną. Znajdują się w nim najważniejsze, sformułowane w sposób ogólny reguły postępowania państw i ich podległych podmiotów w przestrzeni kosmicznej. Od czasów jego przyjęcia minęło 54 lata, technologia kosmiczna poszła do przodu, chociaż nie tak bardzo, jak ówcześnie zakładano. Oczywiście na jego kanwie budowano kolejne trzy kanoniczne akty prawa międzynarodowego, to jest Umowę o ratowaniu Astronautów z 1968, Konwencję o odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez obiekty kosmiczne z 1972 oraz Konwencje rejestracyjną z 1975 roku. Oczywiście istnieje taki upiór w prawie międzynarodowym jak wspomniane Porozumienie Księżycowe z 1979 roku, jednak nie należy ono do kanonu międzynarodowego prawa kosmicznego. Historia odrzucenia jego ratyfikacji w Senacie Stanów Zjednoczonych wręcz legenda w fandomie fantastyki, ze względu na udział pisarzy i twórców seriali tego gatunku, wśród oczywiście naukowców i specjalistów z sektora kosmicznego lub nauk kosmicznych. Powodem odrzucenia było ni mniej ni więcej ogłoszenie naturalnych zasobów ciał niebieskich Wspólnym Dziedzictwem Ludzkości. Jest to stara idea, związana z tak zwanym New International Economic Order (proszę nie mylić z jakimś NWO czy innymi historyjkami o jaszczuroidach), opierający się na koncepcji zadośćuczynienia krajom rozwijającym się za lata kolonializmu. W myśl tej idei, kraje rozwinięte, które podejmowałyby się wydobycia zasobów naturalnych z dna oceanicznego lub ciał niebieskich, musiałyby się w sposób sprawiedliwy dzielić nimi z krajami rozwijającymi się. Oczywiście, Amerykanie pierwotnie za czasów Cartera popierali ten pomysł, gdyż nie do końca uznawali go za szkodliwy, jednak część sektora kosmicznego i polityki kosmicznej, a szczególnie futurolodzy widzieli w tej zasadzie przeszkodę dla ich rozwoju. W końcu, o ile można jeszcze zrozumieć założenia, że część zysku ze sprzedaży kruszców księżycowych lub asteroidalnych sprowadzanych na Ziemię szła by na poczet jakiegoś funduszu, o tyle nie jest to tak łatwe w wykonaniu przy przemyśle opartym na przetwarzaniu owych surowców na elementy strukturalne, lub całe obiekty kosmiczne mające charakter przemysłowy. Takimi były między innymi orbitalne elektrownie SPS czy fabryki mikrograwitacyjne, a docelowo także całe habitaty dla pracowników. Ergo, jedno mocarstwo odrzuciło, reszta stwierdziła, że w takim razie też nie będzie się bawić w jakieś podziały korzyści.
Na chwile obecną niestety nie ma możliwości stworzenia skutecznego nowego prawa kosmicznego w ONZ. Jest to w pewnym sensie przykre, gdyż takie rzeczy powinny być dyskutowane własnie na sesjach UNCOPUOS, jednak podziały geopolityczne przekładają się na wzajemne animozje i roszczenia. Niejeden kraj oficjalnie potępiał działania USA czy Luksemburga w kwestii uchwalenia przez nie swojego prawa wydobycia kosmicznego (do czego mają prawo, zgodnie z Art. VI OST), tak samo propozycja Haskiej Grupy Roboczej spotkała się z potępieniem, pomimo iż była najbardziej sensowną ze wszystkich jakie dotychczas proponowano. Z tego względu, że Zjednoczone Emiraty Arabskie dołączyły do państw posiadających wewnętrzne regulacje dotyczące surowców kosmicznych, Amerykanie zebrali kilka państw sygnatariuszy do Porozumień Artemidskich, a Chiny i Rosja podpisały memorandum of under standing (protokół ustaleń) w sprawie powstania Międzynarodowej Księżycowej Stacji Naukowej, nie widać możliwości, by powstało cokolwiek innego, niż umowy miedzy państwami bezpośrednio, oraz tzw. Soft law.
IPP: Chiński program kosmiczny, którego korzenie sięgają drugiej połowy lat 50. XX wieku, nabiera na sile. Jak ocenia Pan możliwości tego kraju w dalszej eksploracji przestrzeni kosmicznej?
KM: Jeżeli nie będzie większych tąpnięć polityczno-gospodarczych w ChRL, wtedy ich program będzie podążał zaplanowanym torem niezaburzony. Ta stabilność, okupiona praktyką ustrojową daleką od standardów klasycznego zachodu, daje im przewagę nad programem amerykańskim. Program Amerykański miał dużą szansę iść dalej po programie Apollo i Skylab wyznaczoną drogą przez Wahadłowce i projektowane następne jednostki. Niestety, brak stabilności finansowania projektów oraz obcięcie budżetu NASA, pomijając sam fakt kompromisu konstrukcyjnego wahadłowców, spowodowało opóźnienia, przerywanie projektów i jego efekty odczuwamy do dzisiaj. Co przychodził prezydent, to miał ludzi z inną wizją. Oczywiście też jest problem systemu zamówień publicznych w sektorze amerykańskim. Chiny mają dużą szansę szybko dogonić stare mocarstwa, szczególnie z ich potencjałem przemysłowym i układami geopolitycznymi. Do dziś pokutuje patrzenie na Chiny jako państwo, w którym „nie mają nawet słowa na patent czy globalnej fabryki podróbek. To minęło dawno temu i dziś sami potrafią zostać liderami innowacji. Mieli już załogowe stacje, mają sondę na orbicie Marsa i szykują się do lądowania i eksploracji łazikiem. Mają za sobą kilka udanych lądowań bezzałogowych na Księżycu, w tym na dalszej stronie. Nawet nierzadko poruszają temat elektrowni orbitalnych – tych samych, które były przedmiotem badań NASA i DoE w latach 1977-1981.
IPP: Pierwszym krajem, który poważnie zabiera się za pozaziemskie górnictwo są właśnie Chiny. Prosiłbym, aby opowiedział Pan więcej o kosmicznym górnictwie i pomyśle firmy Origin Space. Jakie inne kraje rozważają tego typu przedsięwzięcia górnicze? Czemu służą takie projekty? Czy w dalekiej przyszłości może to być norma?
KM: Nie powiedziałbym że pierwszym, gdyż pierwszą demonstracje pozyskiwania zasobu ze środowiska ciała niebieskiego będzie miał łazik Perserverence z eksperymentem MOXIE. Z kolei NASA ogłosiła projekt zapłaty prywatnym podmiotom za przysyłanie na Ziemię pobranego regolitu księżycowego. Jeśli chodzi o Origin Space, to chwali im się demonstracja technologii, natomiast niektórzy dziennikarze lub ich wydawcy powinni się wstydzić, za puszczanie kaczek, że 30-kilogramowy obiekt do badania manewru przechwycenia, rozpoznawania obiektów, to jest „statek górniczy” czy „robot górniczy”. W takim układzie Łuna 16 byłaby kombajnem księżycowym.
Górnictwo kosmiczne ogół działań takich jak poszukiwanie złóż, planowanie wydobycia, wydobycie, obróbka i transport. Jest to jeden z elementów przyszłych działań z surowcami kosmicznymi, z których drugim jest jego survivalowy krewniak – ISRU (wykorzystanie miejscowo dostępnych surowców kosmicznych). Obie te koncepcje się przenikają, gdyż opierają się nierzadko na tych samych lub zbliżonych technologiach, z czego jedno jest nastawione na zysk i skalę przemysłową, a drugie na przetrwanie, zapewnienie bezpieczeństwa i skale lokalną. Natomiast to gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie robi się jeszcze płynniejsze w przypadku produkcji In-space z użyciem surowców kosmicznych. Projekty OSAM (Serwisowanie, produkcja i składanie na orbicie) często opierają swoje założenia na dostępności surowców lub substratów, z których wytwarzane będą elementy strukturalne, narzędzia lub części podzespołów.
Projekty związane z surowcami kosmicznymi są poruszane i przez Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk i Colorado School of Mines (uwalnianie wody lodowej na księżycu), Polskie Solar System Resources Corporation (poszukiwanie Helu3), Brytyjskie Asteroid Mining Corporation (misje badania składu danych asteroid) czy Orbit Fab (wykorzystanie kriogenicznego paliwa produkowanego z wody pozyskanej w przestrzeni kosmicznej). Było kilka innych firm, jednak zostały wchłonięte przez większe podmioty, niestety takie ryzyko w innowacyjnym sektorze zależnym od wysokich nakładów na badania i rozwój.
Z zasady górnictwo kosmiczne w obecnej wersji jest w fazie teorii i demonstracji technologii albo testów założeń w lotach suborbitalnych (jak projekt DREAM – zwany kosmiczną wiertarką) czy symulantami regolitu. Warunki ciał pozaziemskich są zupełnie odmienne od tego, co znamy na Ziemi, więc same technologie i metody wydobycia będą wymagały od nas innego sposobu myślenia, zaopatrzenia i zabezpieczenia się. Nie mówiąc już o tym, jak różne surowce można wydobywać z przestrzeni kosmicznej. Platynowce na części asteroid, minerały ziem rzadkich, tytan czy lód na Księżycu, deuter w kometach czy już ten słynny Hel3. Na dobrą sprawę można by myśleć też o przesączaniu medium międzyplanetarnego lub wiatru słonecznego, jednak z punktu widzenia prawa kosmicznego i większości założeń regulacyjnych, nie byłoby to traktowane jako górnictwo kosmiczne.
Potrzeby surowcowe naszej cywilizacji są duże, a rozwój kosmiczny będzie ich nie tylko dostarczał, ale także wzmagał. A surowcem w kosmosie jest to co możemy pobrać, i to co możemy wykorzystać. Dla jednego regolit będzie zwykłym nadkładam, dla innego surowcem do budowy osłon habitatów (jak w wizji Moon Village – Europejskiej Agencji Kosmicznej).
IPP: Agencja Kosmiczna Zjednoczonych Emiratów Arabskich wysłała na Marsa sondę. Jest to pierwsza międzyplanetarna misja realizowana przez państwo arabskie. Jakie możliwość stwarza przeprowadzenie takiej misji?
KM: Zjednoczone Emiraty Arabskie swoją drogą dołączyły do programu Artemis, co jednoznacznie pokazuje, po której stronie międzynarodowej batalii o prawa do wydobycia surowców kosmicznych się opowiadają. Misja Hope jest faktycznie krokiem na przód i pokazaniem się jako państwo nowoczesne i zdolne do zaistnienia na arenie kosmicznej. Możliwość główna to powstanie kolejnych misji i otwarcie się na nowe przedsięwzięcia, partnerstwo technologiczne, czyli właśnie to, co będzie się liczyło w programie Artemis. Hope jest misją badawczą, jednak zawsze jest to pewien krok do przodu dla późniejszych komercyjnych misji np. księżycowych lub prowadzenia usług np. serwisowania na orbicie czy rozpędzania żagli świetlnych (odmiana żagla słonecznego, napędzana wiązką lasera). Sukces tej misji to także sukces uczelni, która bierze udział w badaniach, oraz młodych ludzi, kobiet i mężczyzn którzy pracowali nad projektem, obsługują go stale, a także młodszego pokolenia, które swoje szlify naukowe będzie zbierać właśnie na danych z tej misji lub własnych projektach. To jest właśnie budowanie kapitału intelektualnego kraju, który potem pozwala zajmować lepsze pozycje negocjacyjne w międzynarodowych projektach naukowych lub gospodarczo-kosmicznych. Jak powiedziałem wcześniej, to właśnie państwa z pewnymi zdolnościami kosmicznymi i umiejscowieniem w instytucjach lub relacjach decydują o kształcie obowiązujących norm w przestrzeni kosmicznej.
IPP: Przy okazji Chin chciałem zapytać o zjawisko „azjatyckiego wyścigu kosmicznego”. Jak w tej kategorii plasują się kraje takie jak Indie, Japonia, Iran, Pakistan, Izrael? Czy do nazw astronauta, kosmonauta, taikonauta dojdą nowe?
KM: Nie jestem językoznawcą, więc ciężko mi zasugerować, czy lub jakie nazwy by wybrały te kraje, gdyż może nastąpić trend odwrotny i promowane będzie określenie bardziej geograficzno neutralne, tak jak z zamianą angielskiego Manned space mission na Crewed.
Z państw azjatyckich chyba najbardziej rozpoznawalna jest Japonia. JAXA jest częścią projektu ISS oraz obecnie Artemis, a niedawno znowu zachwyciła świat misją Hayabusa2. Indie przypomniały światu o sobie przy okazji kolejnej misji programu Chandrayaan, zakończonego katastrofą lądownika (podobnie jak w przypadku izraelskiego Beresheet) oraz udanej próbie z bronią antysatelitarną. Pakistan i Iran póki co nie mają aż tak medialnych przełomów, jednak sukcesywnie rozwijają swoje programy i umieszczają tak satelity wojskowe jak i telekomunikacyjne. Nie możemy też zapomnieć o Północnej Korei i jej satelicie zwiadowczym. Jest prawdą, że na zachodzie zbytnio koncentrujemy się na Problemach Ameryki, zapominając, że inne kraje też mają osiągnięcia naukowe, gospodarcze czy militarne w przestrzeni kosmicznej. Indie planują swoje załogowe loty, Iran swój załogowy projekt zawiesił. Wszystko jednak zależy od tego, jakie technologie będą dostępne i kto będzie azjatyckim SpaceX (w kwestii Crew Dragon, nie wybuchających Starshipów).
IPP: Mija miesiąc od udanego lądowania łazika Perseverance. Jak ocenia Pan to wydarzenie? Jak wpłynie ono na kolejne badania i misje bezzałogowe?
KM: Przed łazikiem i jego dronem jeszcze sporo pracy, tak samo jak eksperymentami z użyciem georadaru i wytwarzania tlenu. W kontekście badań, zależy co znajdzie w swoim obszarze za pomocą instrumentów. Nie mogę przesądzać o odkryciach wynikłych z jeszcze nierozpoczętych badań. W kwestii robotycznych eksploratorów planetarnych utrwala on model Curiosity i koncepcje budowy łazików z generatorami radioizotopowymi zamiast wyłącznie panelami słonecznymi. Osobiście z większym zaciekawieniem oglądam postępy Made In Space oraz Tethers Unlimited, ale to dlatego, że komplementarne technologie opracowane w ich eksperymentach, takie jak adytywna produkcja części zamiennych czy recykling będą miały wielkie znaczenie w kolejnych misjach. Równie ważne jak możliwość wydobywanie wody czy tlenu jest zdolność przetwarzania surowców i produkcji zamiennych części. Z pewnością za jakiś czas kolejny łazik księżycowy lub marsjański będzie miał ze sobą podstawowy sprzęt przeznaczony do wytworzenia zaplanowanych elementów lub eksperyment wymiany jakiegoś układu na nowy z użyciem zewnętrznego zasobnika. Percy jest świetny i ufam, że jego badania i testy wniosą wiele nowego, między innymi właśnie w kwestii robotów modularnych lub robotów zespołowych, wykorzystywanych w kosmosie. Jednak jeszcze trochę czasu minie, zanim będziemy wykorzystywać miękką robotykę, czy zespoły robotów zdolne wytwarzać w razie potrzeby swoje kopie lub podległe jednostki pomocnicze. A Ingenuity sprawdzi możliwość tworzenia dronów zwiadowczych na potrzeby eksploracyjne.
IPP: Jak różnią się podejścia różnych krajów do prawa dotyczącego przestrzeni kosmicznej? Czy pojawiają się obecnie jakieś konflikty na tym podłożu? Czy będą pojawiać się w przyszłości?
KM: Pojawia się dość sporo, chociaż to część gry mocarstw. Teoretycznie, kraje rozwijające się chcą przyjęcia przez kraje rozwinięte Porozumienia Księżycowego, a Rosja i Chiny potępiają amerykańskie podejście do na przykład astrogórnictwa. Z drugiej strony, ani jedno, ani drugie krytykujące mocarstwo nie ma w interesie podpisania tego dokumentu, jeśli nie zmuszą obecnego lidera. Ale podnoszą ten temat podczas obrad COPUOS w formie gry dyplomatycznej, udając, że są „tymi dobrymi” w tej rozgrywce i stoją po stronie biednych i uciskanych. Mam przeczucie, że w przypadku dojścia do skutku rosyjsko-chińskiego projektu księżycowego, Chiny mogłyby ogłosić, że będą wykorzystywać część zarobku z kosmicznych surowców na inwestycje w pomoc biednym rejonom świata. Brzmi pięknie, jeśli nie rozumie się, że takie inwestycje nie są bezinteresowne, a na „haczyku” to mógłby i Janosik zawisnąć. Gra o surowce kosmiczne w prawie kosmicznym tak na polu ONZ jak i dyskusjach akademickich jest często dość zacięta, prezentowane są różne postawy i modele, natomiast sporo podmiotów zwyczajnie zapomina o wyżej wymienionych różnicach, między górnictwem a wykorzystaniem In situ, nawet przy wielkoskalowej produkcji infrastruktury kosmicznej. Dodatkowo nie można zapominać, że takie kwestie jak wartość kruszcu będą się zmieniać w przypadku importu na rynek Ziemski, nierzadko dzieląc, na dobre lub złe, los aluminium. Jednak kontrowersje wzbudzają między innymi koncepcje Stref bezpieczeństwa wokół prac górniczych czy lądowisk, proponowane przez Haską Grupę Roboczą oraz NASA w ramach programu Artemis.
Kolejnym problemem jest zaśmiecenie orbit. Szczątki i wraki kosmiczne są problemem politycznym i prawnym, jednak rozwiązanie tej kwestii niesie za sobą skutki militarne i astro polityczne. Już Northtrop Grumman pokazał, że można użyć modułu przedłużającego funkcjonalność orbitalną satelity na podstawie kontraktu, z jej właścicielem – Intelsatem. Sprawę ułatwiał fakt, że tam MEV-1 jak i satelita z którym się połączył wykonywane były przez jednego producenta, jednak powinna być to droga przyszłości dla tak praktyki prawnej, jak i technicznej w przestrzeni kosmicznej. Jednak posiadanie technologii pozwalającej na utrzymanie pozbawionej paliwa do silników manewrowych na odpowiedniej orbicie za pomocą zewnętrznej jednostki, jest posiadaniem technologii zdolnej prowadzić do kolizji obiektów na orbicie lub zwyczajnie unieszkodliwiać ważne gospodarczo, rządowo lub militarnie satelity. Czy to zewnętrzny servicer, czy laser deorbitacyjny, harpun z żaglem oporowym (tzw. Drag sail), są to zdolności przydatne w wypadku prowadzenia wojny kosmicznej. Drugą kwestią jest niestety brak jednolitych ram prawnych zewnętrznych czy międzynarodowych misji mających na celu czyszczenie orbit z nieaktywnych satelitów. Pomijając pozwolenie na deorbitacje, innym problemem jest możliwość dostania się tak do tajemnicy przedsiębiorstwa, jak i możliwość zbadania takiej jednostki pod kątem naruszeń patentowym i na odwrót. Pomimo iż nawet nie dawno Europejska Agencja Kosmiczna zorganizowała warsztaty, pokazujące możliwość wykorzystania sprawnych elementów zużytych obiektów kosmicznych, problemy prawne na poziomie międzynarodowym pozostają nierozstrzygnięte.
Kolejnym problemem prawa kosmicznego obecnie jest zapobiegnięcie działaniom wojennym w przestrzeni kosmicznej, tudzież stworzenie reguł zmniejszających szkody w cywilnych obiektach kosmicznych oraz uniknięcie powstania syndromu kesslera.
Ostatnim problemem prawa kosmicznego zostają turyści. Nie posiadają oni obecnie tej samej ochrony co pasażerowie linii lotniczych, a jednak wielu zdaje sobie sprawę, że każda tragedia związana z lotami turystycznymi lub komunikacyjnymi będzie powodem do przemyślenia obecnego stanu bezpieczeństwa oraz regulacji. Sam powtarzam regularnie, że wypadki z turystami kosmicznymi będą motorem nowelizacji i tworzenia nowych reguł prawa kosmicznego.
IPP: Jak ocenia Pan plany Elona Muska i innych wizjonerów dotyczące kolonizacji Marsa i budowy baz tranzytowych na Księżycu? W jakim stopniu są one realne teraz, w jakim w przyszłości?
KM: Podziwiam Elona Muska, między innymi za zapał i pomysły, jednak na jego miejscu testowałbym systemy podtrzymywania życia i ochronę przeciwradiacyjną na orbicie Księżyca, zanim posłałbym załogową jednostkę do oblotu czy lądowania na Marsie. A już na pewno nie wysyłałbym statku kolonialnego bez testów, ale liczę, że jego pierwsze misje załogowe będą polegały na wbiciu flagi, pobrania próbek i złożeniu hołdu pisarzom fantastyki naukowej (swoją drogą, miejsce lądowania Percy nosi imię czarnoskórej pisarki SF, Octavii E. Butler) i powrocie.
Stacje księżycowe i okołoksiężycowe są już bliższym projektem, szczególnie w kwestii załogowej, jak i testowania tzw. Robot Village i sposobności prowadzenia napraw czy uzupełniania zapasów z wykorzystaniem surowców dostępnych na miejscu. Niestety, jak bardzo byśmy chcieli mieć Sfery Bernala czy Cylindry O’Neilla w układzie Ziemia-Księżyc, każde z takich przedsięwzięć, lub chociażby samowystarczalna placówka księżycowa wystarczalna placówka wymaga jednak tworzenia infrastruktury przemysłowej poza Ziemią.
Są to projekty coraz nam bliższe, ze względu na nowy wyścig mocarstw oraz pewne zmiany, jakie niosą ze sobą między innymi Blue Origin i SpaceX, jednak każde z takich przedsięwzięć wymaga nakładów finansowych i wielu testów, zanim jego działanie stanie się normą. Niestety, problemem ciągle pozostaje stałość finansowania, szczególnie po stronie amerykańskiej i europejskiej. Jednak pamiętać należy, że te rozwiązania będą korzystać i współtworzyć sektor zielonych i inteligentnych technologii, jako że zamknięte habitaty lub zespoły habitatów będą musiały być inspirowane przyrodą ożywioną, jeśli nie wręcz wykorzystywać dokonań biologii syntetycznej czy używać żywych organizmów przy między innymi tworzeniu architektury (tzw. Engineering Living Materials). Ekologia jest elementem osadnictwa kosmicznego.
IPP: Czy może przybliżyć nam założenia programu Artemis?
KM: Artemis jest międzynarodowym przedsięwzięciem, w skład którego wchodzi budowa orbitalnej bazy księżycowej, a także ponowne załogowe lądowanie na księżycu oraz budowa zdolności do stałego przebywania tam załóg ludzkich. Docelowym punktem lądowań i utylizacji ma być obszar południowego bieguna Księżyca. Ważnym elementem Artemis jest oczywiście wydobycie i przetwórstwo, wykorzystanie surowców i warunków księżycowych, ale także wytwarzanie obiektów i sprzętu na miejscu w celu zmniejszenia obciążenia logistycznego misji, oraz, co nie dziwi nikogo, ochrona dziedzictwa astronautycznego ludzkości – głównie USA. To ostatnie jest bardzo ważne w przypadku stosowania upcycklingu, recycklingu czy kanibalizacji części zużytych obiektów kosmicznych na potrzeby stacji lub jej systemów zewnętrznych (np. roboty). Raczej mało któremu pasjonatowi astronautyki uśmiechałaby się wieść, że grupa robotów rozmontowała pozostałości po lądownikach Apollo, gdyż łatwiej było wykorzystać ich elementy strukturalne, niż wydobywać te same surowce ze skał, przeprowadzać obróbkę materiałową i tak dalej.
Artemis różni się od wielu poprzednich przedsięwzięć tym, że bierze w nim udział wiele podmiotów odpowiadających za różne podzespoły i elementy systemu, takie jak lądowniki, powrotniki czy testowanie technik wytwarzania tlenu z regolitu czy uwalniania wody z lodu kraterowego na obszarach stałego zacienienia. Nie tylko jest wstępem do późniejszych misji Marsjańskich, ale także wstępem do industrializacji przestrzeni kosmicznej.
IPP: W swojej pracy zajmuje się Pan także prawnymi i technologicznymi aspektami rozwiązań problemu gruzu kosmicznego. Na czym polegają Pańskie działania w tym zakresie? Jakie solucje Pan proponuje?
KM: Proponuje rozwiązanie tego problemu oparte z jednej strony o Artykuł XII OST, czyli otwartość obiektów kosmiczny dla podmiotów reprezentujących państwa-strony traktatu. Jako że nie istnieje w prawie kosmicznym instytucja porzucenia obiektu kosmicznego, nawet jak został przeniesiony na orbitę cmentarną, można poprosić państwo-stronę oraz właściciela obiektu, który przestał być funkcjonalny o możliwość jego demontażu, odzyskania sprawnych części a także, kolokwialnie mówiąc „przetopienia go” na surowiec budulcowy dla nowych obiektów. W końcu to jest pewnym absurdem, że z jednej strony mówimy o ważnych metalach wykorzystywanych w zaawansowanej elektronice, które przywieziemy z asteroid, a z kolei te same metale umieszczone w nieaktywnym satelicie mają zostać spalone w atmosferze. A technologia pozyskiwania surowców i budowy obiektów kosmicznych poza Ziemią będzie też związana z technologią odzyskiwania surowców ze zużytych obiektów. Ponadto, podobnie do zasady inkorporacji materiału surowca kosmicznego do nowego obiektu kosmicznego, proponuje na wzór kraba pustelnika, by elementy pozyskane z wraku w momencie instalacji do jednostki funkcjonalnej stanowiły jej część w rozumieniu prawnym (ergo, tak jakby doszło do przeniesienia rejestracji). W ten sposób jesteśmy w stanie uniknąć wielu naruszeń i problemów wiążących się z obiektami wielojuryzdykcyjnymi, nie posiadającymi formatu takiego jak ISS czy planowany Gateway.
Na chwile obecną jednak najbardziej dojrzałą technologią jest zewnętrzna deorbitacja większego złomu, nad czym trochę ubolewam, jednak nie poradzę, że demonstracje technologii i inwestycje w odpowiednie systemy są jeszcze przed nami lub zbyt małe.
Oczywiście w mojej pracy zajmuje się także problemem jaki niosłyby ze sobą operacje serwisowe, kanibalizacja czy inkorporacja pozyskanych tą drogą elementów lub układów z punktu widzenia prawa patentowego. A że pomimo harmonizacji międzynarodowej, każde państwo czy podmiot międzypaństwowy ma swoje podejście do kwestii części zamiennych, napraw, rekonstrukcji, samoreplikacji czy nawet terytorialnego obowiązywania swojego prawa patentowego i dochodzenia odszkodowania za naruszenia od podmiotów zagranicznych, to się robi z tego dość ciekawe pole badawcze.
IPP: Wśród wielu przedmiotów Pańskich zainteresowań znalazły się prawne kwestie sztucznej inteligencji (AI) w przestrzeni publicznej. Jak sytuacja AI w świetle prawa wygląda na świecie?
KM: Jeżeli mówimy o AI, mamy najczęściej na myśli dwie rzeczy. Pierwsza to systemy wykorzystywane między innymi w administracji, rozpoznawaniu twarzy i głosu, poszukiwaniu wzorców lub samokierujących pojazdach. Drugą są koncepcje maszyn myślący na podobieństwo człowieka. O ile do tych drugich droga jest nie tyle długa, co zamglona, gdyż trzeba najpierw uznać „co to jest poziom ludzki” czy podobieństwo do człowieka, i dlaczego w takim razie ustalamy ten standard, a nie jakiś inny, bardziej odpowiadający użytkowi, a nie ograniczający do antropocentrycznego rozumienia inteligencji czy świadomości.
W prawie funkcjonują jednak te pierwsze koncepcje i tworzą obecnie sporo problemów związanych z odpowiedzialnością właściwego podmiotu za wypadki, problemem profilowania czy użyciem w celu zniszczenia komuś kariery lub życia. Oczywiście należy rozróżnić dyskurs publiczny, cywilny od dyskursu militarnego, gdyż pomimo deklaracji i akcjom mającym na celu powstrzymanie kill-botów, jak popularnie mówi się na roboty bojowe z funkcją autonomii decyzji w sprawie oddania strzału, obronność państwa i przewaga militarna zazwyczaj są ponad obawami o prawa człowieka. Oczywiście regularnie powraca temat osobowości robotów czy AI, dokładnie AGI, próby uznania takiego systemu za autora tekstu lub autora wynalazku, jednak dopiero poważny precedens prawny musiałby wstrząsnąć światem, żeby to się chociaż częściowo zmieniło. I precedensem prawnym nie jest uznanie, że Sophia jest obywatelem kraju – to gest symboliczny, jak wręczenie kluczy do miasta.
Natomiast AI w kontekście astronautyki będzie oczywiście miało znaczenie, dla astronomii czy dla prowadzenia misji w głębokim kosmosie. Danie im zdolności replikacji z użyciem surowców kosmicznych i recyklingu przywodzi na myśl popularne w fantastyce i futurologii Sondy von Neumanna czy chociażby powieść Stanisława Lema, „Niezwyciężony”, jednak nawet zdolność samonaprawy lub wzajemnej naprawy będzie dalekim skokiem w dziedzinie eksploracji czy utylizacji przestrzeni kosmicznej. W końcu tak Carl Sagan, Stephen Hawking czy Arthur C Clarke mówili, że jeżeli kiedykolwiek dojdzie do jakiegoś potencjalnego kontaktu między cywilizacjami kosmicznymi, to dokonają tego maszyny, nasze lub obce (tudzież obie).
IPP: Jaką rolę we współczesnym wyścigu kosmicznym pełni Europejska Agencja Kosmiczna?
KM: ESA nie jest czołówką wyścigu upstreamowego, ale jest dobrym partnerem w kosmicznego brydża. Ma trochę inne priorytety i dlatego nie jest o niej aż tak głośno. Skupianie się na obserwacji Ziemi i zastosowaniu danych satelitarnych oraz własnych lub partnerskich programach eksploracji kosmicznej czy badania wpływu warunków pozaziemskich na między innymi ziemskie organizmy żywe, czy różne substancje.
Kiedyś sam byłem poirytowany na fakt, że ESA zamiast zajmować się kolejnymi „podbojami” to „bawi się w obserwacje Ziemi”, jednak w końcu człowiek zrozumiał, że to jednak jest przemysł i te urządzenia muszą do czegoś służyć – w przeciwnym wypadku byśmy mogli sobie na orbicie tworzyć muzeum sztuki nowoczesnej. Zdolności kosmiczne i umiejętność ich wykorzystywania w administracji i walce z klęskami żywiołowymi lub antropogenicznymi zanieczyszczeniami środowiska jest niezastąpiona. Nie oznacza to oczywiście że nie ma przedsięwzięć związanych z lotami załogowymi, systemami nawigacyjnymi czy nowymi wyrzutniami. ESA także pomaga krajom członkowskim rozwijać swoje zdolności kosmiczne a ich podmiotom budować kompetencje.
IPP: Jaka jest i może być rola Polski w wyścigu kosmicznym? Istnieją na rynku polskie satelity, a są też plany stworzenia ich całej konstelacji.
KM: Na chwile obecną, z obecnym budżetem i brakiem odpowiednich ustaw, możemy być partnerami innych podmiotów. Jesteśmy zarazem członkami ESA, więc musimy rozważnie planować nasze misje, by nie popsuć relacji wewnątrz agencji oraz z jej partnerami. Stajemy się jednak coraz bardziej znani z naszych inteligentnych specjalizacji związanych z robotyką kosmiczną i geologią planetarną.
Oczywiście prywatne firmy bardzo by chciały mieć większą możliwość współpracy na przykład z polskim rządem w ramach programów i kontraktów między innymi na konstelacje czy pojedyncze satelity obserwacji strategicznej czy telekomunikacji. I taka możliwość pojawiła się niedawno, przy okazji listu intencyjnego w celu budowy konstelacji obserwacyjnej i klastra technologicznego na Podkarpaciu. Zmienia się na lepsze, chociaż jeszcze trochę czasu minie, zanim będziemy mogli sprzedawać zagranicznym podmiotom gotowe satelity „Made In Poland”. Obecnie jesteśmy znani jako dostawca technologii i powoli także podzespołów do obiektów kosmicznych czy oprogramowania. Natomiast nie można zapominać o fakcie, że uczestniczymy także w eksperymentach kosmicznych. Nie przekłada się to niestety na świadomość astropolityki w kraju. Kosmos to u nas nadal „temat zastępczy”, i nie jest pocieszeniem, że w rzeczywistości, w większości innych krajów rozwiniętych także. Wydaje się jednak, że najlepiej sprawdza się u nas praca u podstaw. Możemy nie mieć wahadłowców czy wielkich rakiet, ale mamy młode kadry wychowywane na wiedzy, hackathonach, European Rover Challenge czy naukowców w najważniejszych ośrodkach i programach, od badania planet po astrobiologię. Może Polska nie odgrywa znaczącej roli na arenie nawet prawno-międzynarodowej, jednak Polacy odnoszą w swoich dziedzinach w najważniejszych instytucjach nauk, technologii i polityki kosmicznej.
Wywiad przeprowadził Bartłomiej Małczyński – student Uniwersytetu Jagiellońskiego, współtwórca witryny biznesowo-ekonomicznej Doing Business Asia, zainteresowany antropologią, historią, filozofią i ogólną tematyką Dalekiego Wschodu, szczególnie Azji Południowej i Oceanii.